wtorek, 6 sierpnia 2013

II

-Wstawaj, chyba ci mówiłam, że mamy dziś dużo do roboty, no nie? - Próbowała obudzić Milo Amadea.
Chłopak niechętnie przewrócił się z boku na plecy. Ostrożnie otworzył oczy.
-No już. Na co czekasz? 
-Na śniadanie.
-Wybacz ale do łóżka ci nie przyniosę. I tak budzę cię godzinę później niż powinnam. 
-Ojej, cóż za zaszczyt. Dziękuję królewno. - Zaśmiał się Milo. 
-To nie było zabawne. Nigdy, przenigdy nie naśmiewaj się z rodziny królewskiej. Rozumiesz? - powiedziała zdenerwowana elfka. Wstała z krzesła i ruszyła w stronę drzwi. - Na stole masz jedzenie i ubranie. Za 10 minut masz się zjawić na głównym placu. 
-Nie znam przecież drogi - powiedział cicho chłopak po czym głośno przełknął ślinę, gdy dotarło do niego, że porządnie zdenerwował swoją przewodniczkę.
-Poradzisz sobie . -Odpowiedziała Amadea i zniknęła. Dosłownie rozpłynęła się w powietrzu.
-Ale jak ona to...?
Przetarł oczy z niedowierzania. Szybko zjadł przygotowaną strawę. 
-No nie, tunika? - zrezygnowany Milo zabrał się za ubieranie jego nowego stroju. Nie bardzo wiedział czemu elfy noszą takie niewygodne ubrania. Znacznie lepiej czuł się w spodniach. Ba. W tej babskiej sukience, jak to określał, czuł się strasznie...nagi. Jakoś udało mu się nałożyć tunikę. Wyszedł, więc przed domek, by udać się tam, gdzie kazała mu elfka. Zdesperowany stanął przed chatą i rozglądając się zastanawiał , w którą stronę ma ruszyć. Nie widział żadnych śladów, po których mógłby odnaleźć jakąkolwiek drogę. Nie miał nawet kogo zapytać, bo w okół nie było żywej duszy. No może nie do końca. 
Nagle usłyszał jakiś dziwny dźwięk. Dziwnie znajomy. Znajomy ale skąd? Ten dźwięk nie mógł wydobywać się z daleka. Postanowił obejść chatę dokoła. Ale poczuł, że coś wbija mu się w stopę.
-Ała .- Syknął podnosząc szyszkę spod bosej stopy. - No tak. Jeszcze buty.
Wrócił, więc do domku. Spojrzał na stół z nadzieją, że Amadea zostawiła mu też jakieś buty. Nie mógł sobie przypomnieć, czy ona miała coś na stopach.
-O nie. Tego już nie założę - rzucił elfie buty na łóżko i ubrał swoje wygodne nike. Zadowolony z siebie znów wyszedł sprawdzić tamten dziwny dźwięk. 
Na tyłach jego chatki, na trawiastej polanie stał koń. 
-No tak. Jaki ja głupi jestem... no ale co ja mam teraz zrobić- mówił zwracając się do czarnego konia. - zaraz, przecież ty masz siodło. 
Milo powoli zbliżał się do ogiera. 
- Pomożesz mi? Zabierzesz mnie na główny plac?
Po kilku nieudanych próbach chłopakowi w końcu udało się wskoczyć na ogiera. Kiedy był mały, ojciec zabierał go do stadniny na lekcje jazdy konnej. Ale jak sam się już przekonał, był mały a lata przerwy zrobiły swoje.
-Prowadź na główny plac koniku. 
Ku ogromnemu zdziwieniu Milo, koń ruszył spokojnym galopem. Chłopak uśmiechnął się zadowolony z siebie. Powoli zbliżali się do centrum osady elfów. 
Milo podziwiał widoki, mógł sobie na to pozwolić, ponieważ ogier biegł bardzo spokojnie, a i chłopak przypomniał sobie dawne lekcje. Z upływem czasu ta jazda sprawiała mu coraz więcej przyjemności. Cieszył się też, że będzie mógł pochwalić Amadeii ze swojego osiągnięcia. 
Miał dziwne wrażenie, że wszystkie elfy jakie mijał patrzyły na niego złowrogo. Nawet go nie znają, a już jakieś zastrzeżenia. Tak sobie myślał, gdy jego oczom ukazała się ona. Tak Amadea.
Ona również nie wyglądała na zadowoloną. O co im wszystkim chodzi?- zastanawiał się chłopak.
Był wdzięczny rumakowi, że nie zrzucił go z grzbietu.
-Gratusie, odprowadź konia do stajni - rozkazała srebrnooka elfka. 
-Tak pani. - Odpowiedział pokornie Gratus zabierając konia z placu.
-Za mną. -Powiedziała Amadea twardo kierując swoją wypowiedź do Milo.
-Co ja takiego...
-Milcz. Jasne? Jeśli chcesz żyć to po prostu milcz.
Milo nie odważył się wypowiedzieć ani słowa. Ton głosu i spojrzenie elfki sprawiło, że zabrakło mu tchu. Przestraszył się na poważnie.
Weszli do ciemnego, a może raczej słabo oświetlonego pomieszczenia. Elfka stanowczym ruchem wskazała Milo krzesło. Ten bez słowa usiadł.
-Jesteś niemożliwy. Musisz zrozumieć parę zasad. Po pierwsze twoje buty. Czy ty wiesz jak okropnie w nich wyglądasz? 
-Są wygodne...
-Po drugie, ten koń... ten koń należy do mojego ojca i nikomu nie wolno go dosiadać. Rozumiesz?
-Jak inaczej miałem...
-Cicho! Masz okropny charakter. Zero szacunku i pokory. Już ja cię tego nauczę. Gdyby nie to, że jesteś tu nowy już dawno byś zginął.
-Niby czemu?
-Bo na każdym kroku łamiesz zasady. Wszystkie jakie się da. Nie sądziłam, że to będzie takie trudne...
-Co znowu?
-Nauczenie cię... eh. Nieważne. Chodź, oprowadzę cię i w drodze wyjaśnię większość zasad naszego świata. A, tylko dziś chodzisz na boso. 

6 komentarzy:

  1. Na http://echo-twoich-slow.blogspot.com/ pojawił się nowy rozdział, zapraszam. : D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszm do mnie :
    - http://tyijanazwasze.blogspot.co.uk/
    - http://vampirepeopleninadobrev.blogspot.co.uk/
    - http://thevampiredariesandzianina.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń
  3. Weszłam przypadkowo, przeczytałam, więc postanowiłam, że skomentuję. No, no. Powiem Ci, że pomysł na opowiadanie mi się podoba, Twój styl pisania jest lekki, więc czyta się bardzo łatwo, przyjemnie i szybko. Dialogi nie są przytłaczające, nie ciągną się bez potrzeby, tak myślę :). Jedyne do czego mogę się przyczepić to do długości... Co tak mało? :)
    Życzę dużo dalszej weny, owocnego pisania i zapraszam także do siebie na ogien-i-lod.blogspot.com - może Ci się spodoba. :). Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nerwowa ta dziewczyna. Ale między nimi coś będzie, prawda? Zgodzę się z moją poprzedniczką - masz bardzo lekki styl pisania, a to ogromna zaleta. Pozdrawiam serdecznie. :)

    Agata z miastotajemnic.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapowiada się naprawdę ciekawie, czekam na więcej!
    I zapraszam do mnie: http://dancing-with-the-devils.blogspot.com/
    Pozdrawiam, hellomybeloved :)

    OdpowiedzUsuń