wtorek, 21 lutego 2017

V

     Orszak powitalny był już gotowy, a wszyscy wpatrywali się w miejsce, z którego to miała nadejść Ona. Amadea siedziała wyprostowana na swoim koniu, ubrana w odświętne szaty wojowniczki. Delikatne elementy zbroi wydawały się mieć więcej życia w sobie niż jej kamienna twarz. Elfka zdawała się nie zwracać uwagi na szepty gwardzistów, których bardzo ciekawił wygląd Królowej Elfów Ciemności. Owej postaci nie było już kilka stuleci w ich królestwie. 
     Słońce zachodziło za ich plecami dlatego też widok na ścieżkę wschodnią mieli idealnie oświetlony przez jego ostatnie promienie. Nie musieli długo czekać, by na końcu drogi pojawiła się czarna poświata świadcząca o nadchodzących gościach. Chwilę później pojawił się posłaniec z zapowiedzią przybywających gości. 
-Przekaż Królowej, że oczekujemy jej przyjścia. -Odpowiedziała Amadea, wciąż pozostając w swojej pozycji. 
     Goniec ukłonił się , po czym popędził konia w powrotną drogę. Nadejście tak niespodziewanego gościa było nieuchronnie coraz bliżej. Amadea miała za zadanie powitać królową oraz wprowadzić ją do Kasty Królewskiej tak, aby nie robić zamieszania, a najlepiej żeby nikt ich nie zauważył. Zadanie to wymagało więcej umiejętności i sprytu niż się spodziewała, ponieważ w jej stronę zbliżała się duża kolumna czarnych jeźdźców. Elfka dała znak jednemu ze swoich łączników aby powiadomić ojca o sytuacji. Zawsze dbała o to, aby Król wiedział o wszystkim możliwie jak najszybciej. 
     Amadea wiedziała jak powinna się zachować podczas powitania ważnych gości, robiła to już wiele razy, teraz jednak nie potrafiła się ruszyć. Nawet nie drgnęła gdy Królowa zatrzymała się naprzeciwko niej. Coś ją blokowało, coś jej nie pozwoliło jej nawet drgnąć. 
-Witaj w Królestwie Światła Królowo Owidio! Mam zaszczyt cię powitać w imieniu naszego Króla oraz zaprowadzić was do naszej Kasty. 
     Na znak swoich pokojowych zamiarów czarna elfka wyjęła swój złoty miecz z pięknie zdobionej pochwy, po czym wbiła go majestatycznie w ziemię. 
-Witaj Amadeo, dziedziczko Światła, dziękuję za powitanie, nie spodziewałam się takiej uprzejmości z waszej strony. 
    Młodsza elfka wykonała energiczny skok lądując obok wbitego miecza. W trakcie tego popisowego manewru wyciągnęła swoją broń i przy zetknięciu stóp z ziemią wbiła ją pod kątem tuż przy drugim złotym ostrzu. Oparła obie dłonie o głowice, spuściła głowę by spojrzeć na traszki, które miały wyryty ten sam znak rodowy.
-Tutaj zawsze każdy spotka się z uprzejmością. - Mówiła podnosząc wzrok na królową. - Dziś muszę was poprowadzić mniej oficjalną  drogą ze względu na wyjątkowość tej sytuacji. Proszę jednak o zrozumienie. 
     Amadea jednocześnie wyciągnęła oba miecze z ziemi, oddała właściwy królowej, która nie zdążyła zsiąść z wierzchowca  i schowała swój. Wróciła na swojego konia po czym ruszyła przodem. Biali gwardziśći otoczyli czarnych jeźdźców i udali się w ślad za elfką. 
     Królewna nie zdążyła ocenić, czy jej matka zmieniła się przez czas jaki się nie widziały. Chyba nie chciała w sobie uruchamiać tej całej złości i bólu. Zmuszona została do zaprzestania swoich rozmyślań , bo oto przywódczyni buntowników zbliżyła się do niej.
-Bardzo się zmieniłaś Amadeo, jesteś niesamowicie silna i szybka. - Powiedziała królowa. - Mało kto jest w stanie oswobodzić dwa ostrza jednocześnie. 
-Zasada jest prosta, Pani, każdy z rzucających ma obowiązek wbić je na tyle mocno aby drugi mógł je wyjąć. - Odparła spokojnie.
-Na tyle na ile ocenia siły drugiego , córko.
-W takim razie nie pomyliłaś się , Pani. To nie wyzwanie na pojedynek aby robić to z całą mocą. Przepraszam, ale nie powinnyśmy teraz rozmawiać. Tym bardziej, że zbliżamy się do wąskiego przejścia, za którym jest brama pałacowa. 
     Amadea wyprzedziła matkę, która bez słowa zwolniła pozostając wśród swoich jeźdźców. Zgodnie ze słowami białej elfki po przejechaniu wąskiego przesmyku, zza drzew zaczął wyłaniać się pałac, który nawet w szarościach mijającego dnia wydawał się potężny i piękny. Miał wiele wieżyczek ze spiczastymi dachami, zupełnie jak elfie uszy. Drzewa zasłaniały jednak sporą jego część oraz mur , który otaczał całą Kastę. Królowa nie poznała zbyt dobrze Kasty i terenów które ją otaczały. Jedynie mieszkańców znała z wieków panowania za czasów Jedności. Od momentu, kiedy odeszła wiele się zmieniło, zbyt wiele. Teraz już nie była w stanie niczego naprawić. Traktowana niemalże jak wróg, musiała stawić czoła swojej misji. Nie przyjechała tu po to żeby wrócić ale aby przedstawić wspólnego wroga. Czasu nie zostało już za wiele.
-Jesteśmy. Król czeka w Wielkiej Komnacie. - Powiedziała Amadea stojąc przy otwartej bramie pałacowej. - Zaprowadzę cię Pani ale większość z twoich jeźdźców będzie musiała zostać w jednym z Nadworków, nie możemy wpuścić tylu uzbrojonych do króla.
-Nadworków?
-To takie budynki  jednopiętrowe specjalnie na takie okazje, na górze są pokoje a na samym dole mieści się gospoda, Pani. Nikt nie poczuje się źle potraktowany.
-Rozumiem. Ale muszę mieć kilku swoich przy sobie.
-Oczywiście, ale reszta uda się za przewodnikiem.
-Niech i tak będzie, prowadź do Króla Amadeo.
     Królowa przywołała trzech jeźdźców i jeszcze jednego młodzieńca, którego biała elfka nie zauważyła wcześniej. Wydawał się zbyt blady jak na zmęczonego podróżą. Zganiła się w myślach, musi być bardziej ostrożna , zwłaszcza teraz. Miała ogromną nadzieję, że tym razem cała ta sytuacja nie skończy się kolejnym dramatem. Chociaż minęły stulecia to nikt nie miał siły a na pewno ochoty na następną wojnę. 
     Gdy weszli do Wielkiej Komnaty nikt nie śmiał się odezwać. Zapadła więc, niezręczna dla większości cisza, która tylko dla dwóch elfów była zrozumiała. W tym milczeniu powiedzieli sobie wszytko, co  było potrzebne, to czego im brakowało. 
     Zgodnie z zasadami to król powinien jako pierwszy powitać gości. Teraz jednak wpatrywał się w żonę z niczego z pozoru niewyrażającą twarzą. Nauczony wiekami rządów przybierał oficjalną maskę, którą tym razem ciężko było mu utrzymać.
-Witaj Aymanie, Królu Światła - przerwała ciszę królowa, która wykonała delikatny ukłon.- Dziękuję w imieniu wszystkich moich jeźdźców za uprzejme powitanie. Nic się nie zmieniło.
-Oh, to się nie zmieni. Witaj Owidio. Dziś zapraszam was na posiłek i  odpoczynek. Jest późno. Jutro zajmiemy się powodem waszego przybycia, którego jestem bardzo ciekaw.
-Nie możemy z tym czekać, to ważna sprawa. Chciałabym ją omówić jak najszybciej. Potrzebuję pomocy doświadczonego medyka, ponieważ moi nie dali rady... -nie zdążyła dokończyć zdania, gdyż król pośpiesznie zapytał.
-Jesteś ranna , Pani ?
-Nie ja, lecz ten młodzieniec pilnie potrzebuje pomocy. - Owidia wskazała na bladego elfa. Ledwo trzymał się na nogach i pewnie by upadł gdyby nie podtrzymujący go jeźdźcy. -Nie jest on jedynym takim przypadkiem, obawiam się epidemii albo czegoś gorszego. 
-Linnto! - Zawołał król. 
-Jestem , Panie!
-Przyprowadź tu medyków, niech zabiorą chorego do Uzdrowiska. Ale dajcie mu osobną salę i niech będą bardzo ostrożni.
     Elf ukłonił się władcy i pośpiesznie opuścił Wielką Komnatę. Ayman wskazał zebranym wielką ławę znajdującą się w drugiej części sali za rzędem kolumn. Zasiadł na największym krześle, obok którego, po jego prawej stronie, znajdował się drugi równie potężny. Tym razem królowa nie zajęła miejsca u jego boku. Usiadła na przeciwko, na krzesłach dla rozmówców. Centrala Królewska zdążyła się zebrać w całości i również zasiąść po stronie swojego króla, który wskazał na Amadeę aby zajęła dawne miejsce jej matki. 
     Trony królewskie powinny być zawsze zajęte. Od czasu rozłamu to właśnie córka królewska musiała towarzyszyć ojcu we wszystkich dyplomatycznych sprawach. Nigdy jednak nie zdarzyło  się jej uczestniczyć w ważniejszej sprawie niż przebudowa miasta czy kłótnie między kanami. 
     Król poczekał na powrót Linnto. Aby zacząć rozmowy cała Centrala powinna być  w pełnym składzie.
-Królowo Owidio, jakie są twoje wieści? 
-Mamy nadzieję, że jedynym powodem twojej nagłej wizyty nie jest choroba jednego z twoich poddanych. - Wtrącił się jeden z doradców króla z wyraźną kpiną w głosie. Sam Ayman skarcił go wzrokiem.
-Oczywiście, że nie drogi Hiramie. Chcę was ostrzec,  ponieważ obawiam się, że możemy mieć wspólnego wroga.
-Kontynuuj proszę Owidio - zwrócił się władca. 
-W moim królestwie, nazywanym przez was Ciemnością, zaczęły się choroby takie jak tego młodzieńca. To nie jest zaraźliwe, medycy to sprawdzili. Ktoś zaczyna podtruwać moich poddanych. Złośliwa substancja szybko atakuje żyły i skazuje na okropne cierpienia. 
-Może to ludzie w końcu was odnaleźli i znów zaczynają mordy. -Wspomniał jeden z Centrali.
-Tak myśleliśmy na samym początku. Jednak to również jest zły trop. Patrole leśne doniosły mi, że nimfy i skrzydlkiki zaczynają umierać od tej samej trucizny. A te rasy żyły zawsze w ukryciu, ludzie o nich nie mają pojęcia. 
-Co więc podejrzewasz? - Zapytała śmiało Amadea. 
-Nie mam pojęcia czyja to robota. Ale sądzę, że to najwyższa pora aby wybrać się do Wyroczni.
     Król i jego córka spojrzeli sobie z przerażeniem w oczy, a następnie skierowali to spojrzenie ku królowej. Centrala Królewska podniosła głośny sprzeciw. 
-Proszę o spokój! - Wykrzyknął Ayman, dał znak ręką aby wszyscy zamilkli. Zaczął mówić dopiero gdy zapadła grobowa cisza. -Dobrze przemyślałaś swoją propozycję? Zdajesz sobie sprawę, ze to niesamowicie wyczerpująca długa podróż? Potrzebujemy reprezentantów kilku ras a przede wszystkim ich zgody.
-Wiem Królu Aymanie o czym mówisz. Ale już raz to odłożyliśmy i zobacz do czego nas to doprowadziło. To nasza jedyna szansa aby zapobiec powtórzeniu się historii. 
-Będziemy musieli to jeszcze przedyskutować. To nie jest łatwa decyzja. Nawet jeśli zdecydujemy się na twoje rozwiązanie zajmie nam wiele czasu aby zdobyć zgodę i wyznaczyć odpowiednią delegację.
-Zabrałam ze sobą moich najlepszych jeźdźców aby mogli wyruszyć w celu ochrony. Masz tu mieszańców, na pewno dasz radę przekonać jednego do wyprawy. 
-To nie wystarczy. Muszę wysłać orszak do nimf i skrzydlików. Oni niechętnie wyjdą z ukrycia.
-Ich zgodę otrzymasz szybciej niż krasnoludów. Tych będzie ciężko znaleźć.
-To prawda - wtrącił się Linnto - Ostatni kontakt z nimi mięliśmy jeszcze przed pierwszą rzezią. Schowały się pod ziemią ze strachu. A co do tego chorego, jego stan się poprawił , Pani. Ale ciężko mi powiedzieć czy uda nam się utrzymać go przy życiu, to pierwszy taki przypadek.
-Dziękuję, chciałabym go później odwiedzić.
-Nie ma problemu, ale wróćmy do tematu. - Zarządził król. - Opowiedz nam Owidio jak wyglądają te zatrucia, kiedy się pojawiają. 
-Myślę, że lepie ode mnie zrobi to Sadok, to mój medyk, który jest również świetnym wojownikiem.
     Czarny elf wstał z miejsca i grubym głosem zaczął mówić o pierwszych przypadkach pojawienia się trucizny. 
-My, elfy, nie umieramy nagle ale zdarzają się wyjątki i nieszczęśliwe wypadki. Dlatego kilka pierwszych zgonów i zachorowań nie zmartwiło nas szczególnie. Jednak kolejne wieści o straszliwych śmierciach naszych braci napędziły nam strachu. Nasze królestwo nie jest otoczone takim murem jak wasza kasta, nie mamy również żadnej zasłony ani tarczy uniemożliwiającej odkrycie naszego miejsca. Zaostrzyliśmy więc patrole i staraliśmy się objąć teren całego królestwa. Chwilowo sytuacja się uspokoiła. Medycy pracowali bardzo ciężko aby odkryć przyczynę zgonów. Dowiedzieli się w końcu, że jest to trucizna ale nie potrafimy z nią walczyć. Najgorsze jest to, że nie wiemy kiedy dostaje się ona do ciała elfa. Z zeznań chorych i świadków nie jesteśmy w stanie wywnioskować czy pojawiło się coś szczególnego zanim zachorowali. Wszyscy sądzą zgodnie, że nie pili ani nie jedli niczego podejrzanego. Sądzę więc, że ta trucizna jest niewyczuwalna smakowo, nie ma również zapachu. Obawiam się, że mogą zatruwać zwierzęta lub rośliny. 
-Widzieliście może jakiś wzmożony ruch w lesie? Patrole nic nie zauważyły?
-Niestety, nie mamy żadnych potwierdzonych informacji. 
-Nimfy się do was nie zgłosiły ? -Dopytywali członkowie Centrali.
-Nikt nam nic nie doniósł. Ale wiemy, że u nich też źle się dzieje, bo znaleźliśmy kilka ciał na granicy lasu. 
-Na nie też działa trucizna? One są dużo bardziej odporne na takie rzeczy niż my. -Dodała Amadea.
-Ciężko mi powiedzieć czy to tylko trucizna, niektóre ciała miały ślady po mieczu lub innym ostrzu. Niestety, nie możemy się z nimi już kontaktować jeśli one same do nas nie przyjdą po pomoc.
-Skoro znaleźliście ciała na skraju Lasu Nietykalnego to pewnie do was zmierzały. Ale widocznie ktoś bardzo nie chce im na to pozwolić. -Wciągnęła się w rozmowę Amadea. - Kilka z nich mieszka w naszej Kaście.
-Masz podejrzenia skąd mogą pochodzić nowi wrogowie? - Zapytał zmartwiony król.
-Na równinach panuje teraz straszna susza, więc nikt tam raczej nie mieszka. Jest jeszcze Czarny Bór. Nigdy tam nie byliśmy. -Odparła królowa, podziękowała Sadokowi pozwalając mu usiąść. -Obawiam się, że możemy żałować tego, że nie zwiedziliśmy nigdy całej naszej krainy. 
-Sądzisz, że istnieją jeszcze jakieś rasy, o których nic nam nie wiadomo? 
-Uważam, że zbyt długo zajmowaliśmy się ludźmi i naszą tragedią, a oni mogli już w czasach Jedności przez swoją chciwość i wieczną ciekawość stworzyć coś co teraz będzie dla nas ale i dla nich ogromnym problemem. 
-W takim razie Wyrocznia wydaje się rozsądnym rozwiązaniem. -Podsumował Uri , członek Centrali.
-Musi być jeszcze inne rozwiązanie. - Zaprotestował król.
-Czas się jednoczyć z wszystkimi rasami, oczywiście tymi które znamy. Boję się, że ludzie to był mały problem przy tym co czeka nas w najbliższym czasie. -Odpowiedziała Owidia. 
-Ojcze, odnajdę krasnoludy i wyruszę do Wyroczni. - Amadea wstała i pewnie spojrzała na króla a później na wszystkich zebranych.
-Nie ! Nie zgadzam się na to! -Oburzył się władca.
-Przekażę mojego adepta pod innego opiekuna. Linnto zapozna mnie z krasnoludzką kulturą i naszymi kontaktami. 
-Bardzo odważna decyzja moja droga córko. -Zwróciła się do niej królowa.- Nie wiem jednak czy konieczna.
-Nikt nie zrobi tego lepiej, a wam nie wolno się tam udać. - Upierała się przy swoim.
-Nic nie jest jeszcze postanowione. Jutro zbierzemy się by ponownie omówić naszą sytuację. Dziś należy się wszystkim odpoczynek. 
     Stało się tak jak powiedział król. Wszyscy opuścili Wielką Komnatę i udali się do odpowiednich komnat. Nie dla wszystkich ta noc będzie spokojnie przespana.
     


sobota, 4 lutego 2017

IV

   Kiedy znaleźli się w budynku, w którym od teraz miał mieszkać Milo, Linnto przeprowadził go przez jasne korytarze. Zatrzymali się przed niczym niewyróżniającymi się drzwiami. Elf zapukał trzy razy po czym robiąc krok do tyłu pociągnął za sobą towarzysza aby i ten zrobił miejsce na otwierające się w ich stronę skrzydło.
 -Witaj Linnto, jakieś wieści? - Odparł uśmiechnięty mężczyzna, który gestem zaprosił gościa do środka.
-O tak! Możemy wejść? - Linnto wskazał na Milo, który widocznie się niecierpliwił.
 Gdy elf zrobił mu miejsce , podszedł do wuja aby się z nim przywitać. Po wymienieniu przyjacielskich uścisków John zaprosił ich do swojego gabinetu.
 -Milo, chłopie, co ty masz na sobie? Idź do mojego pokoju, to tam za tymi brązowymi drzwiami i wyjmij sobie z szafy jakieś ciuchy. Kto cię tak urządził? - Zaśmiał się głośno starszawy mężczyzna po czym usiadł za biurkiem, Linnto również się uśmiechnął i zajął miejsce po drugiej stronie drewnianego mebla.
-Amadea, pół dnia chodziłem boso ... - Zniknął za wskazanymi drzwiami. 
-Hoho! Jest jeszcze lepsza niż sądziłem ! - Krzyknął za chłopakiem roześmiany, po czym zwrócił sie do drugiego gościa.
-Słucham? Królewna jest jego przewodnikiem? To w ogóle jest możliwe?
-Najwidoczniej tak. Teraz jednak prosiła ciebie abyś się nim zajął. Zgłosi się wieczorem ale nie liczyłbym na to. Jej obecna hm... Misja? może zająć jej więcej czasu niż się spodziewała.
-No cóż, damy sobie radę. Zaskoczyło mnie to wyróżnienie dla mojego siostrzeńca. Tym bardziej się cieszę. Mogę zapytać co to za misja Amadeii?
-Zapytać możesz, ale nie mogę odpowiedzieć. Przykro mi. Zapewne wszyscy dowiecie się we właściwym czasie. Ale nie martw się, to nie misja wojenna. 
 John wpatrywał się zamyślony w swojego gościa, coś go zaniepokoiło. Jednak nie mógł się wtrącać w tego typu sprawy. Jeśli to coś poważnego to i tak zostanie powiadomiony jako jeden z pierwszych. Tymczasem musi czekać.
-Postaram się przekazać Milo jak najwięcej 
-Uważałbym tylko, gdyż sądzę, że Amadea ma jakiś indywidualny pomysł na szkolenie swojego adepta.- Zaśmiał się na widok chłopaka , który właśnie wrócił "ubrany jak człowiek" . -W takim razie zostawiam was, mam jeszcze dużo pracy a słońce zaraz zacznie zachodzić. Poproszę jeszcze aby przygotowano pokój dla Milo. Jeśli będą jakieś wieści, to na pewno się odezwę. Do widzenia.
 Linnto ruszył ku drzwiom, a John wstał by go odprowadzić. Kiedy znaleźli się w korytarzu, elf odwrócił się i zapytał szeptem:
-Czy załatwiłeś już jego ludzkie powiązania?
-Po części tak, wiesz, że to wymaga czasu.
-Dobrze, ale czas się kończy. Uważaj na siebie przyjacielu i na chłopaka też.
-Dziękuję. Do zobaczenia .
  Zamknął drzwi i wrócił do siostrzeńca. 
-Milo, jak to się stało, że matka z ojcem nie byli w stanie cię tak ustawić jak jedna dziewczyna?
-Bardzo śmieszne. Powiesz mi w końcu czemu tu jestem ? Wszystko fajnie, ale ja chcę wracać. Świetna wycieczka, tylko czuję , że to chory sen a ja nie mogę się obudzić. -Załamany opadł na fotel ustawiony w rogu tuż przy oknie.
-Właśnie dlatego tu jestem.
-Powiesz mi o co chodzi ?
-Tak. Po pierwsze to wcale nie musiałeś ubierać się w tą sukienkę. - Poklepał go plecach i poszedł usiąść za swoim biurkiem. 
-Poważnie? Dałem się wrobić tak?
-Nie wiem jaki w tym cel miała Amadea ale tylko elfy chodzą w tunikach, albo w takich szatach jak Linnto. On z kolei należy do Centrali Królewskiej, więc chce czy nie to musi nosić określone szaty. 

-A możesz zacząć od tego czemu tu jestem?
-Oczywiście. Pamiętasz wszystkie te opowieści, które ci opowiadałem jak byłeś młodszy?
-Te bajki? O magicznym świecie za murami? O tych wszystkich robotach?
-Hm.. no te o robotach to akurat faktycznie bajki. Szkoda, że nie zapamiętałeś tych o elfach i innych stworach.

-No ładnie, a skąd mam wiedzieć teraz czy te potwory to prawda czy nie? A smoki? Te mi się nawet podobały.
-Smoki to przeszłość również dla elfów, to wymarły gatunek. Ciężko byłoby je ukryć przed ludźmi. Zwłaszcza te dzikie.
-Dobra, John, powiedz mi proszę z jakiej okazji znalazłem się tutaj i nie mogę wrócić do domu. Czy to wina moich rodziców?
  Starszy mężczyzna oparł się na swoim krześle i odchylił głowę maksymalnie do tyłu. Tak jakby szykował się do powiedzenia czegoś, co sprawi mi ból.
-Milo,  to, że twojej matki nie było wtedy , gdy jej potrzebowałeś...
-Nigdy jej nie było, ojca też.
-Wiem, dlatego masz mnie. Ale wracając, twojej matki nie było przy tobie dlatego, że jest elfką. 
-Czyli Amadea mówiła prawdę, że jestem elfem w połowie. - Zasępiona mina Milo powoli zmieniała się w zaciekawienie. Chłopak widocznie wciągał się w rozmowę, z której mógł w końcu dowiedzieć się czegoś więcej. Uważnie obserwował wuja.
-Tak, jesteś mieszańcem dlatego tu jesteś. 
-Ale skoro moja matka jest elfką to czemu nie jest tutaj?
-Bo ona należy do tej części elfów, które odeszły razem z królową. Jest elfką ciemności. Nazywają się tak, ponieważ to mordercy, zbrodniarze. 
-Od kiedy to elfy są złe?
-Od kiedy to ludzie stali się dla nich jeszcze gorsi. Pewnie już wiesz, że elfy mają bardzo kolorowe oczy. Każdy Klan , czy też Kasty, to takie Klany tylko, że większe albo ważniejsze jak Kasta Królewska, ale każdy klan ma swój kolor. Elfy żyją bardzo długo ale kiedy już umierają to ich ciała rozkładają się na kamienie zazwyczaj szlachetne. Ludzie to wykorzystali na swój sposób i najpierw zaczęli okradać cmentarzyska, stworzyli niejedną kopalnię. Zanim elfy zdążyły się zorientować co się dzieje, to ludzie zaczęli je zabijać. Doszło do niejednej rzeźi. To, co się działo było okropne. Król nakazał ucieczkę, wybudowali Wielkie Miasto, z Wielkim Murem. To właśnie tu, gdzie jesteśmy. Oni nie potrafili walczyć, elfy były bezbronne. One z natury są bardzo dobre, ufne i uczciwe. Ludzie to ich przeciwieństwo. Cwaniacy. Wyobraź sobie, że elfów kiedyś było więcej niż drzew w Dzikiej Puszczy a w tamtym czasie wszystkie zmieściły się za murami Kasty Królewskiej. To była wyniszczająca inwazja ludzka. Amadea pewnie ci to jeszcze raz opowie dokładniej. Tak czy siak, Królowa się wściekła, zabrała ze sobą połowę poddanych, którzy się zgodzili do niej przyłączyć i wymaszerowali. Szli w kierunku południowym, aby być jak najbliżej ludzi. Tam mają swoją Kastę. Nauczyli się bronić, są świetni w walce, mają swoją broń. Raz w roku przyjeżdża tu kilku Wojowników i przez miesiąc, bądź dwa szkolą naszych, znaczy tutejsze elfy. Też będziesz miał okazję się z nimi spotkać, bo z tego co wiem , to adepci też uczą się walki. Hej, Milo? Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - John patrzył teraz na chłopaka, który siedział bez ruchu wpatrzony w okno. Powoli odwrócił głowę i spojrzeli sobie w oczy.
-Moja matka jest zabójcą? -Powiedział powoli, zaznaczając ostatnie słowo.
-Nie wiem dokładnie jakie ma zadanie. Spokojnie. Ty nie musisz...
-Nieważne. Czemu nie powiedziała mi o tym?
-Szczerze mówiąc, nie wiem. Zazwyczaj większość dzieci ciemności przychodząc tu już wie o całej historii i o całym systemie tu panującym. Uprzedzałem ją, że może to się źle skończyć. Chyba się łudziła , że nie będzie musiała cię tu oddawać.
-A to dlaczego? Jak to oddawać? Nie będę mógł wrócić  do mojego życia.- To ostatnie zdanie nie było już pytaniem, Milo wydawał się załamany. W pokoju zaczęło się robić szaro, nie zauważyli, że słońce zdążyło już zajść. 
-Chłopie, nie martw się. Jeszcze się tu odnajdziesz i nie będziesz chciał wrócić. 
-John, a Meg? Przyjaciele?
-Zaufaj mi, wiem , że tęsknisz. Ale obiecuję , że się tym zająłem i nie będziesz tu sam. 
-I co im powiedziałeś? Że nie żyję? Że wyjechałem niespodziewanie i nie miałem czasu się z nimi pożegnać?-Zdenerwowany Milo wstał i zaczął krążyć po pokoju. Przestało mu się podobać to, co się tu działo. John podszedł do chłopaka i chwycił go za ramiona. 
-Zaufasz mi? Nie jestem taki głupi jak ci się wydaje.
-Tego nie powiedziałem. 
-Ale pomyślałeś. 
-Nie. Tylko nie chcę tu być. A ty?
-Co ja?
-Co ty tu robisz? Kim ty jesteś?
-Jestem Łącznikiem. Kimś w rodzaju ambasadora. Tylko mam więcej obowiązków. 
-Czyli co takiego robisz?
-Szukam takich jak ty wśród ludzi i pomagam im tam, później przyprowadzam ich tu i jeśli mają kłopoty tu to jestem pierwszą osobą, która im pomoże.
 W tym momencie ktoś trzy razy zapukał do drzwi. Sekundę później  w gabinecie pojawiła się elfka o jasnych, długich i prostych włosach, zebranych na jedną stronę. Uśmiechnęła się na powitanie.
-Witaj Niamai. - Przywitał się John. - Coś się stało?
-Już późno, pokój dla nowego adepta jest gotowy. A kolacja.. Wszyscy już zjedli oprócz was. 
-Ah, zapomniałem. Nie zauważyliśmy, że słońce zaszło. Dziękuję Niamai, zaraz zejdziemy. Przepraszam.
-Nic nie szkodzi. 
-W takim razie widzimy się na dole. Do zobaczenia. - Pożegnał się John. Kiedy elfka wyszła, mężczyzna zwrócił się do siestrzeńca.
-Zaufaj mi, dobrze ?
-Dobrze - odparł chłopak bez przekonania.
-Chodź, pewnie umierasz z głodu. Ja już w prawdzie też. Elfy gotują wyśmienicie.  


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kochani!
Jeśli spodobał się wam mój blog , moje opowiadanie to zapraszam do oddania na niego głosu!
Otrzymałam nominację , za co bardzo dziękuję! :)
Księga Baśni organizuje sondę na Blog Miesiąca.
Jeśli masz ochotę zagłosuj TUTAJ
Dziękuję .